Obecny czas to Nie 21:38, 10 Lis 2024 | Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zobacz posty bez odpowiedzi
Forum Wilkołak Strona GłównaForum Wilkołak Strona Główna
Użytkownicy Grupy Rejestracja Zaloguj

"Bochaterowie" Robert Paweł Gruszczyk
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wilkołak Strona Główna » Sztuka / Literatura
Zobacz poprzedni temat | Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TroxVan
Przywódca Stada Administrator


Dołączył: 11 Cze 2006
Posty: 1740
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turek
Płeć: Wilk

PostWysłany: Sob 14:00, 08 Mar 2008    Temat postu: "Bochaterowie" Robert Paweł Gruszczyk

"Bochaterowie"
Robert Paweł Gruszczyk


Cytat:
-Bracia tak się nie godzi! Na granicy bija jak leci po kolei a my tu na stole radzimy, co począć! Ja wam powiem jako ze Wojownik jestem naszego pana i pod swoja chorągwią wojaków szkolonych sporawo mam ze dwie setki będzie. I ja wam rzeknę bić się pójdę na granice, na koń wskoczę za dwa dni i w miesiąc na granicy truposzy po głowach bić.- Poderwał się zbrojny mężczyzna z siwizną na skroniach i prawie łysą głową, uderzył rękawicami płytowymi w suto zastawiony stół aż puchary ze szczerego złota uroniły krople krwistego trunku. Na co za stołu otyły rudo włosy szlachcic strzygąc wąsem opanowanym tonem przemówił a ton jego zmusił Konnego do za siądzięcia z powrotem za stołem na dębowej ławie.

-Wariactwo, tam nekropolita jak kły szczerzy na imperium rozbiją Cię waść w dwa dni i twe setki z grobów wstaną by przeciw nam się bić! Nie zezwalam i nasz mość się nie zgodzi, posła wyślę i nie dam nie pozwolenia tobie ani ja ani Pan nasz!

-A ja się do Wojownika naszego podpisze czy mości nasza pozwoli czy też nie pójdziemy się bić, bo znieść nie mogę jak naszych na strzechach palą. - Dowódca piechoty, wzniósł toast w stronę brata swego, co słownej aprobaty mu dał. Z końca powstała postać obleczona w niebieskie szaty kapłańskie, a na twarzy skrytej kapturem mignęły dwa płomyki rozwścieczonych tęczówek, lecz głos spokojny był i majestatyczny

-Tosz to bunt jest największy, ja walczyć bez zgody nie pozwolę, jak na granice iść głupcy chcecie to przez moje magiczne zapory przejść musicie, a tam trupem padniecie bez wyciągnięcia miecza!

Konny zaciskając pięści, aż stal na dłoniach zatrzeszczała z obelgą wytknął palec w stronę kapłana
-Gadanie zapory na granicy żeś stawiał i co? Wampierze przeszli i przez twoje szarlataństwo i twoje oczy, co tam usadowione miałeś?!

-Na umarłych zapory nie działają, lecz tu pod stolicą bronić się musimy nie wojska rozdzielać, bo barbarzyństwo ze wschodu tylko czeka aż konnica stolice opuści by nas oblężeniem wziąć...

-Na barbarzyńców i haka znajdziemy. Zapory podobnież tam postawiłeś szarlatanie jeden! - Na słowa oczy kapłana zapłonęły żywym czerwonym blaskiem a jego wychudzona postać zdawała migotać aż po bliskich sztućcach iskierki przeskoczyły

-Milcz głupcze! Szarlatanem zwiesz, a twa piechota na koń wejść nawet nie potrafi i w portki robi jak wroga widzi, a bojowa przy rumie jedynie jest! -

Konny Wojak Mości Królowej Usiadł na ławie spuszczając w głowie z oczyma pełnymi nie zrozumienia...
- Wybacz panie, urazić Cię nie chciałem, ale krew mi wrze jak pomyśle o moich ludziach tam wyciętych.

-Cisza mości szlachetnie urodzeni i ci, co bron królewską z reki jej przekazaną noszą!
Krzyknął młody kolorowo ubrany chłopak, gołowąsem jeszcze on był, lecz wysokie stanowisko nosił, bo kuzyn to Królowej był i pan tych ziem Her Obershaft Von Maln zwany potocznie Dyplomatą jakoż, że miecza unieść nie potrafił a na magie zbyt młody był, lecz w gębie każdego prześcignął i swe racje nadmiar przekonująco wykładał przy obradach.

- Kłótniami Pany do zgody nie dojdzie jedynie zwada się rodzi, a sensu, gdy od granicy umarlaki wchodzą, w ledwie tydzień Lubie podbili i przeszli przez nią by i w nas uderzyć. To nie to, co często się zdarzało, gdy z nekropoli umarli szły, teraz to armia idzie nie pojedyncze klany na łowy, lub truposze, co za mięsem szły. Teraz tam źle się stało może i Klany do porozumienia doszły i przywódcę wybrały, albo pojawił się ktoś nowy, jaki demon lub, co i ci mu pokłon dali, bo inaczej tego zrozumieć nie mogę jak taka martwa i głupia nacja poradziła sobie by w szykach atakować!

- Nie może być! - Konny ze zgrozą puchar do ust przechylił aż po brodzie wino się polało

- A mości Konny może! Tylko, czemu Elfów, co im nosa ucierali jak kamień graniczny przeszli nie zaatakowali lub i krasnoludów, co szaleńcze wypady w głąb ich martwej ziemi robiliby się sprawdzić, kto ile bezmózgich truposzy, usieczę?

- Jak jest jak mówisz to one... O Magio najpotężniejsza! One do morza ciągną! - Kapłan Akademii Magicznej przygrabił się jeszcze bardziej niż zazwyczaj.

- O właśnie! - Dyplomata ławę opuściłby przejść się wokół Stołu Rady - I to jest dowód niezbity, że coś nimi steruje, ale Co!? Na nic mi domysły trza działać! Nie ma mowy by spokojnie radzić czy pod stolicą czekać Panie Kapłanie, ani by na łeb i szyje tracić wojsko w szturmie Panie Konny a i piechota, co pomoc swą kawalerii zawsze udzielała będzie potrzebna, choć by Maln chronić. Lecz co my tu zdziałamy jak informacji pewnych nie mamy a pieszy się nie przedrze! Co nam tu radzić swą pomóc prywatna udzieliła nam setka konnicy, 200 piechoty, Akademii z kapłanem i pokornymi mnichami, co w dziesiątkach liczyć. A ja poza słowem i pospólstwem pomóc nie mogę, Zbrojni Królowej nie opuszczą, bo chronić ją trzeba. Sojusze zawrzeć trzeba i całe wojsko zmobilizować. W laskę do Pani Gryfów Iść, po pomóc do Krasnoludów, co do bili będą się zawsze jak im się skarbiec i rynek otworzy. Elfy nienawiścią do nich pałają, lecz z nami nie rozmawiają, ale może wspólnej sprawie? I do Demokratów, co barbarianami ich zwiecie iść trza rzec ze jak my padniemy to oni następni w drodze do morza.

- Do Barabarianów, kto pójdzie na rozmowy tam to jedynie cepem w łeb da się zarobić - Zabrał głos Brat konnego Ser Alcna Dowódca piechoty różnorakiej.

-.Ja pójdę - odezwał się Dyplomata z Królewskiego rodu - i nie kwestionować decyzji poradzę sobie, bo to jedyna nadzieja, lecz nim wyruszę to powiem wam, co wy tutaj robić musicie tak bym ja miał, po co wracać z wojskiem lub bez niego z Demokratawy. Tak, więc Kapłanie ślij po Panią Gryfów, a dziś pijcie i jutro przy stole zasiądziemy i będziem radzić, co począć.



Noc za cicha w obozie rady była jak i powietrze czuło zgrozę nadchodzącej nie umarłej śmierci, wartownicy nawet jak by ciszej przechadzali się po posterunkach, nikt jak kiedyś nie siedział przy ogniu i opowiadał Historii nie prawdopodobnych o demonach z piekieł, dziś i przy ogniu jedynie szepty posłyszeć się dało, obawa nadchodzącej wojny dotykała wszystkich i nikt obojętny nie był. Przy jednym z ognisk siedział odział Swawolny, Wcześniej banici i zabijaki, co na traktach walczyli z kupcami o ich złoto, lecz złapani od szafotu uciec się jedynie dało dając słowo, że do armii się wstąpi… do Swawolników gdzie koniec był najszybszy, bo jako pierwszy do szturmu zawsze posyłany był, a dezercja karana była śmiercią rodziny, bo swą od szafotu jedynie opóźni się służąc w tej kompani. Dało się słyszeć tam głosy jak by na przekór strachu, i wino się powoli lało i ogniki cybuchów rozpalonych widać było, broń, mimo że pod ręką jakoś tak swawolnie rzucona, kolczugi podziurawione a właściciele nie kwapili się ich łatać. Nawet chorągiew wpita na pice poszarpana i brudna przedstawiająca biały powróz na szyi szkieletu z żebrami jeno w czarnym tle. Chorągiew to nie szlachecka ani nie wojskowa, przez Zabijakę wykonana dawno spoczywającego w kurhanie bezimiennych, jedyna z niewielu rzeczy, co do Swawolnego należy, Wszystko, co posiadali to zdobycz w bitkach była, bo do Swawolników wpuszczają w portkach samych, bo zbrodniarzowi nic się nie należy od Królowej poza chwilowym prawem do życia. Przy Ogniu na małym pieńku siedział przywódca, co go pojmali jedynego żywcem, gdy do ich jaskini Miecze Królowej wpadli, Zwał się on Gloriz przynajmniej tak siebie nazywać prosił, hersztem banickim był przez prawie całe swoje życie i już 3 lata w Swawolnikach przeżył i ich głową nie formalną się stał. Był on krzepkim człowiekiem z nikąd do zawsze na trakcie i w lesie żyjącym, walczyć nauczyło go życie szybko i z kuszy celnie strzelać, że nie jednego kusznika doskonałego by w pojedynku wykończył, Nie tak dawno znów kusze zdobył grając w karty z żołdakami jej królewskiej mości. Włosy miał siwe na całej głowie krótko ścięte, ramiona wydatne i potężne jak i cała sylwetka.

- Nie ma panowie Swawolnicy się, co tu zastanawiać, nie dalej jak w miesiąc padniemy! Wojskowi gadają, że atak na Lubie był tak nagły i nie przewidywalny, że na dniach przez nią przeszli, i to nie grabili nie mordowali wszystkiego po drodze, co ich zatrzymać nie chciało to prze żyło by w Krasnoludzkich terenach się schronić, nas na granicy biją, bo umarlaka przepuścić tam nie chciano. No panowie wszyscy wiedzieliśmy ze zginiemy tu w oddziale, ale coś na pocieszenie wam rzeknę: Jak i tego wojska tutaj zabraknie, nas Swawolników i żołdaków piechoty, koni i kapłanów magii potężnej i strzelców, co i tak niewiele jest to nic już nie stanie im, nie umarłym na drodze, bo ochrony pałacowej to nie liczę, bo to kiepy same i jedynie w lśniące zbroje ubierać się potrafią. – Chorąży na te słowa wbił sztandar w twardą ziemię powoli mrozem ścinaną. Był on wiekiem najstarszy w oddziale, bo aż 48 jesieni takich jak ta sobie liczył, a do swawolników do wrzucili jak psa, bo dowódcę swego pałaszem po głowie puknął w zwadzie karczemnej. Dosiadł się bliżej ognia.

- Kości nie staną do boju moje, za wiele lat w namiotach żołnierskich żyje, bitwa idzie to już nawet w powietrzu słychać, które niedługo jękiem się wypełni umierających ciał i od nowa do życia wzywanych przez, pfu! – Siarczyście splunął do ognia – nekromantów, bo jak zapewne wiecie iglice tu nie sięgają.

- Iglice? Jakie iglice? – Zapytał młody Swawolnik niebojący przyznać się do nie wiedzy.

- Och synu, widać, że kiep i goło wąs jesteś, ale to Ci może życie uratować, bo twoje ciało do walki się rwie a nie tak jak u mnie ino duch bojowy jeszcze jest. Zwołaj wszystkich Swawolników niech gorzałki i wina wszystkie naniosą, co pochowane w norach gryzoni mają, stawiaj kocioł na ogień i drwa donieście! Ale żwawo.

Na całym obozie było słychać zakrzykiwania „Swawole! Na Swawole!” „ Dawaj Gorzałkę, i tak nie pożyjesz za długo!” „Drwa na nieście”, aż noc się jakby ukoiła, że cisze ktoś przerwał, wartownicy z żalem popatrzeli na harce Swawolników, gdzie spod koców i dziur w ziemi wychodzili opatuleni mężczyźni i kobiety. I żołdacy piechoty na wezwanie do Swawoli do nich zmierzać postanowili, może i dwóch konnych, co rodu nie szlacheckiego byli, a już na pewno wszyscy giermkowie; goło wąsy biegiem się puściliby by, co lepsze miejsce znaleźć, bo wieść niosła, że Chorąży Swawolnicki legendę opowiadać będzie, a na pewno bujd lepiej słuchać starca niż w kocu spać i koszmary o trupach śnić.

- Wiec opowiem wam historie w karczmie zasłyszaną, co szlachcic z kapłanem rozmawiał. Rozchodzi się o to, że jak każdy głupi wie tam w oddali za granicą jest Martwa Ziemia, gdzie tak naprawdę nic nie jest martwe, ale na pewno raz już było. Drzewa, które nie zgniły żyją i zamiast powietrzem to mięsem się żywią. A co tam trupem padną wstają w noc pierwszą by głód zaspokoić. A czy ktoś kiedyś się zastanawiał, dlaczego tylko na tamtych ziemiach się tak dzieje, że wszystko, co martwe pada wstaje?

-Jak to tylko tam?! Przecież i pod stolica we wsi z cmentarza trupy wstały i na dworek z bronią zaatakowały? – Grubym głosem odezwał się jeden z konnych królowej, ubrany w kolczugę z mieczem przy ozdobnym szlacheckim pasie.

-A widzisz… masz racje, ale to inna bajka zapewne była. Nekromanta jakiś lub wampir to uczynił, bo oni tak potrafią swymi złymi czarami, ale nie o Złych nam tu mowa. Chodzi o teren tamten nie przyjazny. Wiecie, co niektórzy, że tam stare zamki stoją i wokół tych zamków to najwięcej truposzy chadza. Pogłoska chodzi, że tam magiczne kule w zamkach są, co dusze nekromantów mają na trzech złotych kolumnach umieszczone są. I to one tak działają!

-Źle gadasz, - odezwał się wojskowy piechoty. - Na zamkach tych nie źli magowie, ale demony i wampiry żyją!

- Tak nie zaprzeczam, przecież powiedziałem ze oni dusze nekromantów tam w kuli magicznej trzymają. Napijmy się bracia, bo koniec nasz blisko! Kto miecza utrzymać nie będzie w stanie od machania nim ten padnie by na swoich kompanów się rzucić. Ja się napije za szybką i wieczną śmierć, jak to nam Swawolą pić wolno.

- Za Śmierć! – Odkrzyknęły gardła bojowe, przechylając dzbany i kubki z trunkami. Gdzieś po toaście zaczął niepewny głos nucić pieśń Swawolników, by w mig do niego wszystkie gardła się przyłączyły.

Hey Swawole Hey Swawole
Hey Swawole Hey Swawole
Umrzeć przyjdzie czas.

Nie straszna nam
Wataha wilcza zła

Nie straszna nam
Kostucha zła

Hey Swawole Hey Swawole
Hey Swawole Hey Swawole
Umrzeć nadszedł czas

Śmierć w objęcia weźmie nas


Gdy Pieśni swawoli zagrzmiały nad niebem dotarły do uszów Gryfa, co dosiadany był przez opatuloną w płaszcz siwy istotę. Istota ta zwana „Panią Gryfów” była. Jej pełne usta wykrzywiły się w uśmiechu, gdy głosy ludzkie do niej dotarły, za długo wśród skał mieszkałaby przywyknąć do ludzkiego zachowania, słabości do alkoholi oraz hałasu, jaki zawsze robili, gdy się pojawiali. Jej myśli krążyły jak ona nad obozowiskiem, i odgadnąć celu wezwania przez Arcykapłana Akademii Magicznych, jednego z najpotężniejszych magów ludzkich jej skromnej osoby na jak to w przesłaniu określił „jawną naradę wojenną, od której zależeć będą losy ludzi i całych państw”. Mało ją obchodzili ludzie żyjący by umierać, już z elfami bratać się wolała. Sama kiedyś człowiekiem była, lecz gdy Wojna za górami wybuchła, orki zabrały jej ludzkość i człowieczeństwo, a z opresji wyratowały ją potwory niebios, smoki jutra – piękne białe Gryfy. Nie pamięta jak do tego doszło, ale nie rozszarpały jej i jakimś cudem, teraz przez nią losem zwanym uczepiona nogi tego stworzenia w gnieździe się ich znalazła i zamiast pokarmem stała się dzieckiem Gryfów. Jej siedziba jest w niedostępnych górach, ukryta w szczytach, gryfy nigdy nie pozwalały się zbliżać do swoich gniazd i wszystko, co się zbliżyło do nich ginęło marnie, a dobra i przedmioty do Gryfiego Skarbca przenoszone zostawało.


Ostatnio zmieniony przez TroxVan dnia Pon 8:43, 20 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Mucha
Gość





PostWysłany: Sob 19:42, 08 Mar 2008    Temat postu:

Cóż tu pisać jak na moje oko zarypiste.....Smile.....<brawo>
...
Powrót do góry
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wilkołak Strona Główna » Sztuka / Literatura
Wyświetl posty z ostatnich:   
 
 
Wszystkie czasy w strefie GMT
Skocz do:  

Strona 1 z 1


Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Theme created OMI of Kyomii Designs for BRIX-CENTRAL.tk.